Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki
Półmrok w moim pokoju, głęboka cisza i lekka mżawka za oknem tworzyła wręcz idealny klimat do rozmyślań... Rozmyślań na temat sensu bycia...

Czym właściwie jest cel naszego życia? Tyle teorii i książek spisanych zostało na ten temat. Jednak... to za mało... Rodzimy się, potem umieramy. Ale chwila! Pomiędzy jednym a drugim przecież powinno coś być. Właśnie sens naszego życia. Leżąc wygodnie na swym łożu dotarłem do odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie. Odpowiedzią jest nic! Tak! Moje życie nie ma żadnego kierunku, zupełnie jak ślepy w labiryncie. Krople smutku wydobyły się z moich oczu, po czym delikatnie spłynęły po policzkach powodując swędzenie. Otarłem słone cząstki wody i następnie powstałem ze swego łóżka. Udałem się do kuchni. Wyciągnąłem długie ostrze ze starej szuflady. Spojrzałem na odbicie na nożu. Widząc na nim swoją osobę i kogoś za mną, nerwowo upuściłem ostrze. Szybko się odwróciłem. To nie było szaleństwo... to nie było urojenie. 3 metrowy Mauris stał w przejściu kuchni. Zaraz! Ja go wymyśliłem do swoich opowiadań, on nie powinien istnieć, jednak on tam naprawdę był. Nie wyglądał jak zwykle. Był zdecydowanie grubszy, a z jego oczu ciekły czarne łzy. Odsłonił swoją grzywkę z prawego oka. Spojrzał na mnie i drżącym głosem powiedział : Nie rób tego - po czym padł z wielkim impetem na podłogę. Postanowiłem uciec z domu i wykonać na sobie wyrok śmierci w pobliskim domu dziecka. Okłamałem recepcjonistkę, że chcę odwiedzić niektóre dzieci w ośrodku. Pobiegłem do pralni, skąd wziąłem linę na szubienicę. Po zdobyciu niezbędnych mi materiałów do popełnienia samobójstwa udałem się na salę informatyczną. Otworzyłem drzwi, a tam ujrzałem bordową czterokopytną postać o kruczoczarnych oczach. Jak Mauris, który nawiedził mnie w kuchni, szlochał i powiedział do mnie : Nie rób tego... Nie odchodź - po tych słowach z jego gardła wydobyła się człekokształtna kreatura, która jedynie podniosła swą bladą rękę w moją stronę i jęknęła oraz na moich oczach zakończyła żywot. Czarnooki stwór zmienił barwę na ciemny fiolet i padł na ziemię. Korzystając z okazji uciekłem z miejsca ich śmierci.

Chodząc samotnie ulicą w nocy, zastanawiałem się, co tak naprawdę się wydarzyło. Ja ich stworzyłem w literaturze, a oni ukazują mi się w moim życiu. Cieszę się, że tak się stało. Tak byłem szczęśliwy, że jednak moje życie nabrało sensu.
Całą drogę w stronę domu byłem szczęśliwy... do momentu. Ujrzałem coś na środku ulicy, co lekko błyszczało w świetle księżyca. Nie zwracałem uwagi na to, gdyż rozmyślałem o swojej dzisiejszej przygodzie; nagle okazało się, że to był samochód. Czarne Mitsubishi uderzyło w moje ciało. Poleciałem trzy metry w prawo. Płacz był oczywisty z mojej strony. Dostałem to, czego na samym początku chciałem... Śmierci...
Advertisement