Wigilia w śnieżnym Londynie w Anglii roku 1800. W małym domu na obrzeżach miasta żył samotny siedmioletni chłopiec o imieniu Izaak. Był on smutnym dzieckiem bez przyjaciół. Kiedy większość dzieci spędzała czas ze swoimi rodzinami i niecierpliwie czekając na otwarcie prezentów, umieszczonych pod pięknie ozdobionymi gałęziami choinki, mały Izaak spędzał większość czasu Bożego Narodzenia sam w zimnym i zakurzonym pokoju na poddaszu.
Rodzice Izaaka byli bardzo biedni, jego matka zostawała w domu i uczyła go. Jego ojciec pracował do późna w londyńskim porcie, żeby zarobić na rodzinę, jednakże dużą część zarobków po prostu przepijał pod koniec zmiany. Czasami wracał do domu pijany, po tym jak wyrzucili go z każdego okolicznego baru w Londynie, po czym krzyczał na swoją umiłowaną żonę, matkę Izaaka. Czasami wzbierała w nim agresja, wtedy był wstanie bestialsko pobić swoją żonę, potem kiedy już skończył, wyżywał się na niej seksualnie.
Tak się składa, że ta wyjątkowa noc była jedną z takich okazji. Izaak pozostał cicho, drżąc pod swoją zabrudzoną pościelą, aż krzyki i odgłosy uderzeń ucichły. Gdy w końcu przestraszony Izaak był w stanie zasnąć, śnił o tym, jak by to było mieć przyjaciela do zabawy, tak żeby i on mógł się śmiać i być szczęśliwy jak inne dzieci z Londynu. Na szczęście dla małego Izaaka, ta Wigilia była wielką szansą. Jego beznadziejna samotność przyciągnęła uwagę Anioła Stróża, który stworzył bardzo specjalny prezent dla smutnego, małego chłopca.
Wraz ze wschodem słońca w świąteczny poranek, Izaak otworzył swoje oczy i ujrzał dziwne, drewniane pudełko leżące w nogach jego łóżka. Z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia patrzył na ręcznie robione, kolorowe pudełko, zastanawiając się kto je tam zostawił. Nie przywykł do otrzymywania prezentów, zwłaszcza zabawek. Izaak posiadał kilka małych zabawek, które znalazł na ulicy bądź w rynsztoku.
Izaak przesunął się do nóg swojego łóżka, do tajemniczego pudełka i chwycił je w obie ręce. Pudełko było przepięknie pomalowane, w kolorowe wzory z radosnymi twarzami klaunów na ściankach. Na pudełku była kartka, z prostym napisem "Dla Izaaka". Na wierzchu pudełka był wyryty napis.
Izaak zacisnął powieki i głośno przeliterował słowa - R-Roze-śmiany-J-Jack-w-pu-pudełku - przerwał.
Roześmiany Jack w pudełku? - Izaak słyszał o Jacku w pudełku, ale nigdy o Roześmianym Jacku w pudełku. Z ciekawością chwycił metalową korbkę. Izaak przekręcił korbkę i dźwięki "Pop Goes The Weasel" leniwie zaczęły wydobywać się z pudełka. Kiedy piosenka doszła do punktu kulminacyjnego, Izaak zaśpiewał do ostatnich dźwięków piosenki, "Pop Goes the Weasel". Ale nic się nie stało. Chłopiec westchnął - Jest popsute... - odłożył pudełko na krawędź łóżka, poczłapał przez swój mały i zakurzony pokój do szafki i przebrał zabrudzoną piżamę w swoje codzienne obdarte ubrania.
Nagle Izaak usłyszał głośny klekotliwy dźwięk dochodzący z łóżka za nim. Obrócił się i spostrzegł, że drewniane pudełko zaczęło drgać. Nagle bez ostrzeżenia wieczko pudełka odskoczyło i masa kolorowego dymu i konfetti wydostała się z jego wnętrza. Izaak potarł oczy, nie wierzył w to co widział. Kiedy dym opadł, stał tam wysoki, chudy i kolorowy klaun, z jasnymi, czerwonymi włosami, ze spiczastym nosem w tęczowe, spiralne paski i z piórami osadzonymi na ramionach jego kolorowego stroju.
Klaun rozłożył ramiona i podekscytowany ogłosił - CHODŹCIE, CHODŹCIE WSZYSCY! CZY JESTEŚ DUŻY CZY MAŁY! ŻEBY ZOBACZYĆ NAJLEPSZEGO KLAUNA ZE WSZYSTKICH!! Jednego, jedynego, ROZEŚMIANEGO JACKA Z PUDEŁKA!
Izaak otworzył szeroko oczy - K-Kim jesteś? - spytał.
Kolorowa postać zeszła z łóżka i z radosnym uśmiechem powiedziała - Dobrze, że pytasz! Jestem Roześmiany Jack, jestem twoim nowym przyjacielem na całe życie! Jestem magiczny, nigdy nie męczę się zabawą, jestem wirtuozem akordeonu i moja osobowość zmienia się razem z twoją... Innymi, słowy to co ty lubisz, lubię i ja! - Izaak spojrzał na tajemniczego klauna - M-My jesteśmy przyjaciółmi?
Jack spojrzał na chłopca z uniesioną brwią - PRZYJACIÓŁMI? Jesteśmy NAJLEPSZYMI przyjaciółmi! Zostałem specjalnie stworzony, żeby być twoim "nie aż tak wymyślonym" przyjacielem, Izaak.
Izaakowi opadła szczęka - Ty znasz moje imię?
Jack zaśmiał się cudacznie - Oczywiście, że znam Twoje imię. Wiem o tobie wszystko! Więc teraz, kiedy już się przedstawiliśmy... Chciałbyś pobawić się w szpiegów?
Izaak uśmiechnął się od ucha do ucha - Naprawdę? Możemy się pobawić? Ja kocham tę zabawę! Ja - Oh... - Izaak przerwał. - J-Ja nie mogę... Muszę zejść do mamy, żeby się uczyć i wypełnić swoje obowiązki... jego uśmiech przeistoczył się w wyraz rozczarowania.
Jack położył ręce na ramionach Izaaka i z ciepłym uśmiechem powiedział - Nie szkodzi! Będę tu czekał na Ciebie, aż wrócisz. - uśmiech powrócił na twarz Izaaka, kiedy spojrzał na swojego nowego przyjaciela. Chwilę później usłyszał przenikliwy głos matki, wołający go na dół.
- Cóż, muszę już iść. Do zobaczenia później, dobrze? - powiedział, kierując się w stronę drzwi.
Jack uśmiechnął się - Absolutnie, dzieciaku! Aha, Izaak!
Izaak odwrócił się w stronę Jacka, który puścił mu oko i powiedział - Powinieneś częściej nosić uśmiech. Pasuje Ci.
Chłopiec uśmiechnął się radośnie i zwrócił się w stronę drzwi.
Przez cały dzień Izaak mówił mamie o cudownym, kolorowym klaunie, który wyskoczył z magicznego pudełka, które pojawiło się w nogach jego łóżka. Jego mama jednakże nie wierzyła w ani jedno jego słowo. W końcu przekonał matkę, żeby poszła z nim do jego pokoju, żeby mogła zobaczyć Roześmianego Jacka na własne oczy. Weszli na górę schodów i Izaak popchnął drzwi do pokoju.
- Widzisz mamo, jest tu-... - Izaak przerwał, kiedy zauważył, że w pokoju nie ma magicznego tańczącego klauna, ani tajemniczej skrzynki. Matka Izaaka nie była rozbawiona. Posłała Izaakowi spojrzenie mówiące, że nadwyrężył jej kolana i przyprawił o ból brzucha.
- A-Ale mamo... On był- - matka Izaaka uderzyła go mocno w policzek. Do jego oczu nabiegły łzy, jego wargi zaczęły drżeć, poczuł się załamany.
- TY GŁUPI BAHORZE! Jak ŚMIESZ opowiadać mi takie dziecinne, idiotyczne kłamstwa! Kto chciałby się przyjaźnić z tak bezużytecznym robakiem jak ty! Powinieneś pozostać w pokoju na resztę wieczoru i nie dostać kolacji... Co teraz powiesz, niewdzięczny łajdaku? - Izaak przełknął gulę w gardle i wymamrotał odpowiedź - Dz-Dzięki mamo. - jego matka spojrzała na niego z pogardą zanim wyszła z pokoju.
Izaak upadł na kolana chowając twarz na krawędzi łóżka. Strumienie łez poleciały z jego oczu po policzkach i zaczęły kapać.
- Co jest, dzieciaku? - zawołał głos. Izaak spojrzał w stronę krawędzi łóżka, gdzie nagle pojawił się i siedział obok niego Roześmiany Jack.
- G-Gdzie byłeś? - wymamrotał Izaak.
Jack przesunął dłonią po włosach Izaaka, żeby go pocieszyć i powiedział cicho - Ukrywałem się... Nie mogę pozwolić, żeby twoi rodzice mnie widzieli... W przeciwnym razie nie pozwolą nam się więcej bawić... - Izaak otarł oczy z łez. - Widzisz, dzieciaku. Przepraszam, że musiałem się schować, ale wynagrodzę Ci to! Ponieważ dzisiaj w nocy będziemy mogli bawić się i mieć mnóstwo zabawy! - powiedział Jack z uśmiechem.
Izaak spojrzał na swojego żywo kolorowego kumpla i w milczeniu skinął głową, mały uśmiech zaczął się tworzyć w kącikach jego ust. Tej nocy Roześmiany Jack i Izaak bawili się w wiele śmiesznych zabaw. Jednym ruchem ręki Jack sprawił, że wszystkie żołnierzyki Izaaka ożyły i zaczęły maszerować po pokoju. Izaak był zachwycony kiedy patrzył, jak jego zabawki chodzą po pokoju samoistnie.
Potem Roześmiany Jack i Izaak opowiadali sobie straszne historie. Izaak spytał Jacka czy jest duchem, ale Jack wytłumaczył, że jest raczej swego rodzaju kosmiczną energią. Na koniec nocy Jack sięgnął do kieszeni i wyciągnął garść pysznych cukierków. Izaak był podekscytowany kiedy odpakował pierwszego kolorowego cukierka i włożył do buzi. Pierwszy raz w życiu jadł coś tak słodkiego. Izaak miał dużo zabawy i śmiechu tej nocy, wyglądało na to, że w końcu wszystko układa się pomyślnie dla małego chłopca... Przynajmniej do czasu incydentu który nastąpił trzy miesiące później...
To był przyjemny, ciepły i słoneczny dzień w Londynie, co było dość rzadkie. Z niewielką pomocą pewnego nie-tak-bardzo-wymyślonego przyjaciela, Izaak był w stanie skończyć swoje prace domowe wcześniej i pozwolono mu wyjść na dwór trochę się pobawić. Wszystko zaczęło się niewinnie, dwójka przyjaciół była z tyłu za domem i bawiła się w piratów, kiedy Izaak zobaczył kota sąsiadów zakradającego się do ich ogrodu.
- YEARGH! MAMY SZPIEGA WROGA NA STERBURCIE! - Izaak krzyknął, porwany swoją fantazją i wyobraźnią.
- Yo ho! Złapmy go, Kapitanie Izaak! - wykrzyknął pierwszy majtek Jack, ze swoim najlepszym pirackim akcentem. Ramiona Roześmianego Jack'a rozciągnęły się przez ogród i chwyciły niepodejrzewającego nic kota, który zaczął się dość energicznie wyrywać.
- NIE PUSZCZAJ GO JACKIE, ALBO CZEKA CIĘ SPACER PO DESCE! - zagroził Izaak.
Jack ścisnął kota mocniej, jego ramiona urosły i wydłużyły się, przypominając anakondy owinięte wokół walczącego o życie kota. Ramiona Jacka ściskały zwierzę coraz mocniej, wyciskając całe powietrze z jego płuc. Oczy kota wyszły z oczodołów, po czym rozległ się głośny trzask. Jack szybko wypuścił stworzenie ze swojego uścisku i kupa futra, bez życia upadła na ziemię. Oboje wpatrywali się w milczeniu na powykręcane kocie truchło. W końcu ciszę przerwał niespodziewany śmiech... Izaaka...
- AHAHAHAHA Wow! Sądzę, że koty jednak NIE MAJĄ dziewięciu żyć! AHAHAHAHA! - Izaak śmiał się, aż łzy nie popłynęły z jego oczu.
Roześmiany Jack również zachichotał - He, he. Taa... Ale nie będziesz miał kłopotów, kiedy twoja mama znajdzie martwego kota sąsiadów na podwórku? - śmiech Izaaka szybko ucichł.
- O nie! Masz rację! Eee... Po prostu... wrzucę go z powrotem do ogrodu sąsiadów?! - spanikowany Izaak wziął łopatę, podniósł i przerzucił połamanego kota przez płot, na działkę sąsiadów. Szybko wrócili i poszli do pokoju Izaaka na górę.
Po jakiejś godzinie to nadeszło. Przeszywający uszy wrzask matki Izaaka, krzyczącej jego imię z dołu. Ani Jack ani Izaak nie powiedzieli słowa, kiedy szedł po schodach na dół, sam stawiając czoła temu co miało nadejść. Jack słyszał dużo krzyków z dołu, ale nie mógł usłyszeć o czym mówią. Po pół godziny, zapłakany Izaak wszedł po schodach z powrotem na górę, do swojego pokoju.
- I? - zapytał nerwowo Jack.
Izaak stał jak wryty kiedy odpowiedział - Ja... Próbowałem powiedzieć jej, że to ty zraniłeś kota... Nie uwierzyła mi... Powiedziała, że nie istniejesz... - Jack zmarszczył brwi, wiedział, że to była jego wina.
Izaak wytarł łzy w rękaw - Zostanę wysłany do internatu... Wyjeżdżam dziś w nocy... i nie możesz iść ze mną...
Na twarzy Roześmianego Jacka malowało się przerażenie - Co?! N-Nie mogę iść? To gdzie pójdę? - Izaak nic nie powiedział, tylko wskazał na piękne kolorowe pudełko, z którego pochodził jego przyjaciel.
- Wracać tam? Ale nie będę mógł wyjść dopóki... - Jack przerwał.
Izaak spojrzał na swojego jedynego przyjaciela, łzy spływały po jego twarzy - Jack... Obiecuję, że wrócę tak szybko, jak tylko będę mógł!
Jack spojrzał na pudełko, potem na Izaaka - A ja będę czekał tu na ciebie, dzieciaku - Jack uśmiechnął się, a pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. Podszedł do pudełka i w obłokach dymu został wessany z powrotem do środka, będąc tam zamkniętym dopóki ktoś ponownie nie otworzy pudełka.
Tej nocy Izaak został wysłany do internatu. Po raz pierwszy Roześmiany Jack poczuł jak to jest być samotnym. Nawet uwięziony w pudełku Jack był wstanie widzieć co dzieje się dookoła, więc każdego dnia czekał na powrót swojego przyjaciela, z każdym dniem pokój starzał się i bardziej kurzył. Jedynym celem Roześmianego Jacka było bycie najlepszym przyjacielem Izaaka do końca życia i teraz czekał dzień po dniu, miesiąc po miesiącu, na swojego specjalnego przyjaciela.
Rodzice Izaaka wciąż mieszkali w domu, ale nigdy nie przychodzili na górę. Jedynie kiedy się kłócili, dawali o sobie znać Jackowi, który ich słyszał. W końcu życie Jacka stało się pustką, pełną rozczarowania i samotności. I tak lata mijały, a żywe kolory Jacka rozmyły się, zmieniając w smolistą czerń i pustą biel. Uwięziony kompletnie sam... wiecznie i bez nadziei.
Trzynaście lat minęło, aż pewnej nocy ojciec Izaaka wrócił do domu kompletnie pijany i pokłócił się z żoną, jak zwykle. Sprawy jednak posunęły się za daleko i znowu użył przemocy wobec żony. Ojciec Izaaka pobił ją na śmierć, zostawiając krwawą plamę. Został złapany i powieszony następnego dnia.
Śmierć obu rodziców oznaczała powrót dwudziestoletniego już Izaaka do starego i zakurzonego domu, gdzie spędził część swojego dzieciństwa. Roześmiany Jack był dość zaskoczony, kiedy usłyszał kroki swojego starego przyjaciela wchodzącego po schodach do pokoju na poddaszu, po raz pierwszy od trzynastu lat, jednakże to nie był powrót, jakiego Jack się spodziewał.
Izaak wyglądał... inaczej. Nie tylko dlatego, że był starszy, na jego twarzy gościł dziwny, ponury wyraz. Nie był już tym samym ciekawskim chłopcem pełnym nadziei, jakiego Jack spotkał po raz pierwszy tyle lat temu. Jack niecierpliwie czekał, aż Izaak uwolni go z więzienia, w którym spędził tyle lat, ale pudełko Jacka wciąż pozostało zamknięte i niezauważone na półce w rogu pokoju, obok innych starych i zakurzonych drobiazgów.
Izaak kompletnie zapomniał o swoim starym przyjacielu, wziął go za dziecięcy wymysł. Zaskakujące było to, że Roześmiany Jack poczuł... Nic. Był pusty, trzynaście lat czekania i rozczarowań pozostawiły w nim jednolitą masę smutku. Jack pozostał w swoim pudełku bez kolorów i emocji.
Następnego dnia Izaak poszedł do pracy jako tapicer naprawiający meble dla mieszkańców Londynu. Jack czekał w zamknięciu. Kilka godzin później, pijany Izaak wrócił do domu i wtaczając się po schodach wszedł do pokoju, ale tym razem była z nim przyjaciółka. To była kobieta, którą poderwał w barze wcześniej tego wieczoru. Piękna, miała falujące blond włosy, szafirowe oczy i uśmiech, który mógł stopić serce.
Uwaga Roześmianego Jacka była skupiona na gościu Izaaka - Kto to jest? Nowy przyjaciel? Myślałem, że jestem jedynym przyjacielem Izaaka! - Jack pomyślał, zamknięty w swoim piekle.
Izaak i jego przyjaciółka usiedli na łóżku rozmawiając o życiu w Londynie. Izaak opowiedział żart o pogodzie i oboje się zaśmiali. Roześmiany Jack łypał z zazdrością na nową znajomą mężczyzny. Obaj popatrzyli sobie głęboko w oczy po czym zaczęli się całować, zamknęli usta w namiętnym uścisku i spletli swoje języki. Jack był zakłopotany takim okazywaniem uczuć, nigdy wcześniej nie widział pocałunku.
Kiedy ich pocałunki stały się bardziej namiętne, Izaak przesunął rękę po gładkich udach dziewczyny, a następnie pod jej ubranie, jednakże jego gość odepchnął jego rękę. Mężczyzna spróbował znowu, jego ręka powędrowała po gładkich udach i podniósł jej spódnicę, tym razem wsadził rękę pod jej jedwabną bieliznę.
Kobieta była zniesmaczona seksualnymi zapędami Izaaka i odepchnęła go, zanim wymierzyła mu cios w policzek. Tapicerowi pociemniało przed oczami kiedy patrzył na kobietę, jego pijana namiętność przeistoczyła się w zasilaną gorzałą wściekłość. Serce kobiety przyspieszyło, kiedy zobaczyła twarz Izaaka gotującą się ze złości.
- GŁUPIA DZIWKA! - krzyknął Izaak, gdy wymierzył dziewczynie cios pięścią w twarz.
Oczy Roześmianego Jacka otworzyły się szeroko, kiedy widział strumień czerwonej cieczy cieknącej z nosa dziewczyny. - Co to za gra? - pierwszy raz był świadkiem takiej przemocy. Izaak mocno trzymał nadgarstki dziewczyny jedną ręką, drugą rozpinał spodnie.
Przerażona dziewczyna próbowała walczyć, ale Izaak był od niej silniejszy. Pieścił jej piersi zanim brutalnie chwycił ją za włosy i siłą wsadził swój język w gardło płaczącej młodej dziewczyny, która zacisnęła szczęki, tak mocno jak tylko mogła na języku Izaaka.
Jack obserwował z ciekawością w oczach jak jego stary przyjaciel puszcza nową towarzyszkę zabaw i zakrywa ręką usta, które wypełniają się ciepłą, czerwoną krwią. Przestraszona dziewczyna upadła z łóżka na ziemię i zaczęła się czołgać do wyjścia. Izaak szybko ruszył za nią. Złapał uciekającego towarzysza zabaw za końcówkę ubrania.
Izaak sięgnął za siebie, chwycił świecznik z nocnej szafki i z całej siły uderzył nim dziewczynę w tył głowy, tworząc ranę w kształcie kawałka arbuza. Krew tryskała po pokoju, kiedy ciało dziewczyny drgało w konwulsjach na ziemi przez kilka sekund, zanim znieruchomiało.
Krew była wszędzie, dosięgnęła nawet pudełka Roześmianego Jacka, który był bardzo podekscytowany tym co widział. Pierwszy raz od trzynastu lat w końcu uśmiech wpełzł na usta klauna i nagle jego usta zaczęły drgać w wyrazie uśmiechu, aż Jack zaczął rechotać i wyć ze śmiechu w środku swojego zapieczętowanego pudełka.
- Cóż za wspaniale ciekawa gra! - Jack pomyślał, kiedy widział jak blond włosy dziewczyny spływają czerwienią krwi.
Kiedy adrenalina opadła, do Izaaka dotarło, że musi się pozbyć ciała. Podniósł zwłoki dziewczyny i położył je na łóżku, potem opuścił pokój zamykając za sobą drzwi i zakluczając je zanim opuścił dom. Wrócił prawie dobę potem i wszedł do pokoju z metalowym koszem na śmieci i swoją torbą narzędzi tapicerskich z pracy.
Posprzątał potem wszystko z drewnianego biurka pod ścianą naprzeciw drzwi, i przeciągnął łóżko z krwawymi zwłokami na środek pokoju. Dało to nie tylko Izaakowi miejsce do pracy, ale również zapewniło Roześmianemu Jackowi miejsce w pierwszym rzędzie na całe przedstawienie. Jack obserwował z wielkim, niegasnącym uśmiechem, jak Izaak gra w nową grę z zabrudzonymi zwłokami. Kiedy wszystko było gotowe, mężczyzna wziął się do pracy.
Najpierw opróżnił zawartość swojej dużej, czarnej torby na narzędzia, na stanowisko za nim. Asortyment noży, młotków, szczypiec i innych narzędzi leżał teraz na blacie przed nim. Jego pierwszy wybór padł na zakrzywiony ku górze nóż, którym ostrożnie oddzielił skórę od ciała. Skórę umieścił w specjalnym imadle garbarskim, żeby ją rozciągnąć i przerobić.
Kiedy już to zrobił, Izaak użył piły ręcznej, żeby oddzielić ręce, nogi i głowę. Po wypełnieniu kosza na śmieci wybielaczem i innymi środkami chemicznymi, moczył kończyny dziewczyny, aż mięso nie odeszło od kości. Izaak wyłowił kości z soczystej trupiej zupy i położył je na blacie, potem, pod osłoną nocy zabrał kosz na śmieci na dwór i wylał śmierdzącą zawartość do Londyńskiego ścieku, skąd popłynie do portu.
Przez kolejne trzy dni, Roześmiany Jack obserwował z zachwytem, jak zainspirowany Izaak tworzy z ludzkich kości groteskowy i ohydny fotel. Z kości udowych stworzył tylne nogi fotela, natomiast piszczele ze stopami oczywiście stały się jego przednimi nogami. Drewniana rama została użyta jako podstawa i oparcie fotela, jednakże krawędź oparcia została wykonana z kręgosłupa. Z kości ramion wykonał podłokietniki fotela, zostały przymocowane przez kilka żeber.
Teraz szył skórę na siedzenie i podłokietniki, splecionymi blond złotymi włosami. Na szczycie piekielnego fotela umieścił czaszkę należącą kiedyś do dziewczyny ze złotymi blond włosami, szafirowymi oczami i uśmiechem, od którego serce topniało. Izaak był dość dumny ze swojego dzieła. Roześmiany Jack był pod wrażeniem kreatywności swojego dawnego kumpla do zabaw. Po tej nocy Izaak nie tknął nawet kropli alkoholu nigdy więcej, posiadał teraz znacznie makabryczniejsze pragnienie.
Na przestrzeni tygodni, Izaak dokonał kilku ulepszeń swojego małego warsztatu horrorów. Usunął materac z łóżka i ułożył rząd grubych desek w to miejsce, następnie przymocował uchwyty na ręce i nogi do boków i spodu łóżka. Umożliwiało mu to "zabawianie" swoich gości na dłuższy czas bez obawy, że spróbują uciec. Izaak potrzebował tylko jednej rzeczy, zanim zacznie kolejną groteskową zabawę. Pracował nad tym przez równy tydzień, ręcznie wyrzeźbił to z drewna.
Po wyschnięciu warstwy białej farby, twór Izaaka był kompletny. To była drewniana maska, przypominająca takie, które nosiło się na weneckim balu maskowym. Miała zmarszczone czoło i nos jak troll, umożliwiała mu zasianie strachu w sercach jego ukochanych gości. Z nową twarzą i pokojem przerobionym w krwawe gniazdo, w końcu nadszedł czas dla Izaaka Lee Grossmana na przyprowadzenie do domu nowego kompana do zabawy.
Następnej nocy Roześmiany Jack obserwował, jak zamaskowany Izaak Grossman wchodzi po schodach niosąc ze sobą duży, płócienny worek z jego najnowszym, wijącym się gościem. Opróżnił worek prosto na łoże tortur, związanego i zakneblowanego, bardzo przestraszonego młodego chłopca, na oko mającego pięć, może sześć lat.
Mężczyzna szybko odwiązał chłopca, po czym przykuł jego ręce i nogi do stalowej ramy łóżka. Łzy ściekały niekończącym się strumieniem po małej buzi ofiary, kiedy Izaak wykładał swoje narzędzia na stół. Wrócił, dzierżąc parę zardzewiałych szczypiec, nie tracąc czasu wsunął dolną szczękę szczypiec po paznokieć palca wskazującego chłopca i mocno zacisnął. Oczy dziecka zadrżały, kiedy błagał przez swój knebel Izaaka, by go wypuścił. Oprawca uśmiechnął się, kiedy powoli wyginał szczypce do tyłu, boleśnie odrywając pierwszy paznokieć.
Chłopiec wrzasnął przez knebel, wijąc się na drewnianych deskach w agonii, jego palec zaczął tryskać krwią. Izaak przeszedł do palca środkowego, trzymając mocno paznokieć w zardzewiałych szczypcach. Ponownie szarpnął szczypce w tył, ale tym razem paznokieć zszedł tylko do połowy. Ofiara zaskomlała z bólu, kiedy jej palec drżał sikając krwią.
Ściskając na wpół wyrwany paznokieć, Izaak szarpnął ponownie. Paznokieć odszedł, ale nie bez sporego kawałka skóry. Nawet Izaak był poruszony przez ten bolesny widok, w przeciwieństwie do Roześmianego Jacka, który rechotał z radości na widok poczynań Izaaka, z wnętrza swojej starej i zakurzonej skrzynki.
Mężczyzna powrócił do swojego stołu rzemieślniczego i zamienił szczypce na duży, żelazny młotek. Następnie udał się do nóg łoża tortur, gdzie jedną ręką przytrzymał nogę chłopca. Podniósł młotek wysoko ponad głowę, kiedy chłopiec płakał i błagał o litość przez brudny knebel, potem Izaak, jak tylko mógł najmocniej, uderzył młotkiem w gołą rzepkę chłopca, roztrzaskując kości w drobny mak z głośnym chrupnięciem. Chłopiec miotał się z bólu z przeraźliwym krzykiem, tłumionym przez materiałowy knebel zaciśnięty mocno na jego twarzy.
Dziecko zmagało się z bólem, podczas gdy Izaak położył młotek na drewnianym łożu i ponownie wrócił do swojego stołu narzędzi, gdzie wyposażył się w długi, ostry nóż. Bezzwłocznie zaczął wycinać słowa "Bezużyteczny Robak" na drżącej piersi chłopca. Kiedy skończył, chłopiec był ledwie przytomny.
Izaak klęknął i wyszeptał do ucha chłopca - To się dzieje z zepsutymi dziećmi, które robią brzydkie miny do ludzi...
Oczy dziecka wypełniły się ostatni raz łzami, kiedy Izaak zaczął odcinać skórę z twarzy chłopca, ale ku zaskoczeniu Izaaka chłopiec wciąż trzymał się życia. Okaleczone dziecko po prostu patrzyło na oprawcę swoimi dużymi, okrągłymi oczami, wypełniając czarne serce Izaaka gniewem i nienawiścią.
- NAWET BEZ TWARZY WCIĄŻ JESTEŚ BRZYDKIM, MAŁYM, GÓWNEM!! - wykrzyczał Izaak, kiedy podnosił młotek z nóg łóżka i zaczął miażdżyć czaszkę biednego chłopca. Uderzał znowu i znowu, aż nie zostało nic oprócz krwawej, pociętej masy ciała, wylewającą się czerwoną krwią i płynem sączącym się z kawałków mózgu. Z drugiego końca pokoju Roześmiany Jack radośnie obserwował wielki finał, który sprostał jego oczekiwaniom w stu procentach.
Następnym gościem Izaaka była ślepa kobieta, którą zaprosił na herbatę. Zajęło jej około pięciu minut, żeby zorientować się, że krzesło na którym siedzi zostało zrobione z ludzkich szczątków i kolejne sześć, żeby znaleźć schody, tylko po to, żeby spaść z ich szczytu w dół z krzykiem wariatki. Izaak postanowił zakończyć ten okrutny żart szpikulcem do lodu w jej oczodole.
Po tym przyniósł dziewczynkę, którą zmusił do połknięcia potłuczonego szkła, zanim użył jej żołądka jako worka treningowego. Kiedy tygodnie mijały, a coraz więcej i więcej nieszczęśliwych dusz spotykało swój koniec na strychu Izaaka Grossmana. Szalona osobowość tapicera stawała się coraz mroczniejsza i sadystyczna, podczas gdy charakter Roześmianego Jacka również zaczął gnić w zakurzonym pudełku... Aż do pewnej bardzo zimnej, grudniowej nocy...
Zardzewiały gwóźdź, który trzymał półkę pełną zapomnianych drobiazgów, w końcu się poddał i całość spadła z hukiem na podłogę. Tapicer usłyszał głośny łoskot z dołu, więc postanowił wejść na strych i zbadać sprawę. Przeszedł przez drewnianą, naznaczoną krwią podłogę poddasza i stanął przed urwaną półką. Izaak sprzątnął kilka przedmiotów, które się połamały na skutek upadku, aż stanął naprzeciw Jacka w pudełku z dzieciństwa. Mężczyzna ledwo poznał starą, odrapaną skrzynkę i podniósł ją zdmuchując kurz. Potem pod wpływem nostalgii zadecydował się złapać za zadrzewiała korbkę i zaczął nią kręcić.
Okropne i trzeszczące dźwięki Pop Goes The Weasel wydobyły się ze zużytej, starej skrzynki, a kiedy osiągnęły punkt kulminacyjny, Izaak zaśpiewał ostatni wers. Góra pudełka odskoczyła, ale nic się nie stało, była pusta. Tapicer tyle oczekiwał, wyrzucił starą skrzynkę do śmieci z resztą uszkodzonych bibelotów. Kiedy bałagan został posprzątany, Izaak chciał otworzyć drzwi, żeby zejść na dół, ale były zatrzaśnięte. Mężczyzna ciągnął mocno, lecz drzwi nie ustąpiły. Wtedy usłyszał strasznie chrapliwy głos wołający tuż zza jego pleców.
- IzZzaAak... - zimny wstrząs przebiegł wzdłuż kręgosłupa Izaaka, a włosy na karku stanęły mu dęba, kiedy powoli się odwrócił.
Po drugiej stronie pokoju, obok kosza na śmieci, stał koszmarny Roześmiany Jack. Był kompletnie monochromatyczny, rozczochrane czarne włosy zwisały mu w dziwny sposób, ostre, szpilkowate zęby ozdabiały jego pokręcony uśmiech, a ramiona miały groteskowe i długie palce, niemal dosięgające ziemi, zwisając w dół jak u szmacianej lalki.
Z mrożącym krew w żyłach, chrapliwym i diabelskim głosem, klaun przemówił - Jak miło być w końcu wolnym!... Tęskniłeś, Izaak?
Mężczyzna był sparaliżowany strachem - A-ale myślałem, że nie jesteś prawdziwy... WYMYŚLONY! wyjąkał Izaak.
Jack odpowiedział długim, upiornym rechotem - HAHAHAHA! Oh, jestem całkiem prawdziwy, dzieciaku... Właściwie tak długo czekałem, aby ten dzień w końcu nastał... Kiedy będę mógł pobawić się z moim najlepszym przyjacielem na całe życie... Jeden, ostatni raz!
Zanim Grossman zareagował, długie ramiona Jacka rozciągnęły się przez pokój i owinęły się wokół nóg Izaaka. Pokręcony klaun zaczął przyciągać go do siebie bliżej, przeciągnął go na jego własne drewniane łoże tortur, paznokcie Izaaka wydrapały długie na cały pokój ślady w podłodze. Ignorując opór, Jack szybko zabrał cztery trzycalowe gwoździe ze stołu rzemieślniczego, po czym przycisnął je wprost do stóp i dłoni Izaaka, przybijając je do drewnianego łoża tortur.
Izaak zawarczał z bólu i wykrzyczał na swojego oprawcę - AAAA! PIERDOL SIĘ! TY PRZEKLĘTY DZIWAKU Z NOSEM KLAUNA!!
Roześmiany Jack tylko się zaśmiał, kiedy mocno przytrzymał głowę tapicera w miejscu - Jeśli nie umiesz powiedzieć nic miłego, nie odzywaj się wcale!
Jack wsadził swoje długie, krzywe palce do ust Izaaka, mocno chwycił za język i wyciągnął go tak mocno, jak było to możliwe. Potem klaun sięgnął za siebie, chwycił długi ostry nóż ze stołu i powoli zaczął odcinać mięso z języka Izaaka. Ten rzucał się, jego usta zaczęły napełniać się krwią. Jack zareagował wpychając małą, metalową rurkę do gardła Izaaka, jako tymczasowy otwór do oddychania. Grossman czuł wieki ból i miał oczy szczelnie zamknięte, żeby nie widzieć chorych okropieństw, jakie się działy z jego ciałem.
- Dalej, to nie jest zabawne, kiedy nie patrzysz! - powiedział radośnie Roześmiany Jack, ale Izaak wciąż miał szczelnie zamknięte oczy. Roześmiany Jack westchnął - Jak chcesz.
Jack siłą otworzył jedno z oczu Izaaka. Sięgnął za siebie swoim długim ramieniem, łapiąc za kilka długich i ostrych rybackich haczyków ze stołu. Powoli Jack przebił ostrym końcem haczyka górną powiekę, przebił przez brew i zahaczył na górze brwi, siłą przypinając ją na stałe. Potem wziął drugi haczyk, przebijając dolną powiekę i przypinając ją do policzka. Jack powtórzył to z drugim okiem, upewniając się, że ostre, metalowe haczyki nie pozwolą Izaakowi na przegapienie czegokolwiek.
Roześmiany Jack wziął ten sam nóż, którym odciął Izaakowi język i zaczął w skupieniu usuwać wargi Izaaka. Psychopatyczny klaun ostrożnie odciął dwa długie kawałki mięsa z góry i dołu ust Izaaka, sprawiając, że zęby i dziąsła były kompletnie odsłonięte.
- Hmm... Wygląda na to, ze ktoś tu nie nitkował ząbków regularnie... - powiedział Roześmiany Jack chichocząc, kiedy sięgał w tył i chwycił młotek.
Izaak próbował wymamrotać jakieś błaganie o litość, ale tylko bulgoczące mamrotanie wydobyło się z jego gardła. Jack podniósł młotek w powietrze i z pokręconym uśmiechem walnął nim w dół, rozległo się głośne chrupnięcie, kiedy metalowy młotek roztrzaskał zęby Izaaka jak kruchą glinę.
Jack upuścił młotek i zaczął wyć ze śmiechu, gdy rozrywał koszulkę Izaaka. Wziął ostry nóż, rozciął klatkę piersiową Grossmana w dół, aż za brzuch. Mężczyzna jęknął od ostrego bólu, kiedy monochromatyczny potwór wkładał swoje przeklęte palce pod skórę Izaaka, zeskrobując ją na wstępie swojej chorej autopsji na żywo.
Najpierw Jack zaczął wyciągać na wierzch jelita Izaaka, tak jakby wyciągał magiczny łańcuch kolorowych chustek z kieszeni. Po odcięciu małego kawałka jelita, Jack przyłożył jeden koniec do sowich zimnych, czarnych ust i zaczął napełniać powietrzem. Kiedy go napompował, zaczął go wykręcać w kształt pudla i z głośnym chichotem wykrzyknął - Umiem też żyrafy! - Grossman czuł ogromy ból, kiedy klaun delikatnie położył makabrycznego balonowego zwierzaka obok głowy Izaaka.
Do swojej kolejnej sztuczki Roześmiany Jack sięgnął głęboko do rozciętego brzucha Izaaka, złapał i pociągnął jedną z jego nerek. Trzymając ją w ręku, Jack zwrócił się do uwięzionego przyjaciela i wzruszając ramionami powiedział - Nerki to naprawdę nie moja bajka... Odrzucając organ na bok, Roześmiany Jack zauważył, że Izaak zaczął już dryfować w objęcia śmierci.
- Już czujesz się zmęczony? Jesteśmy przecież bliscy wielkiego finału! - wykrzyczał Roześmiany Jack, sięgając do rękawa i wyciągając strzykawkę z adrenaliną z długą igłą. - To powinno Cię ożywić NATYCHMIAST! - krzyknął Jack, wbijając igłę w siatkówkę Izaaka i wstrzykując płyn do prawego oka. Jack wiercił i wykrzywiał igłę wbitą w oko starego kumpla do zabawy, Izaak został przywrócony do życia i czuł igłę kaleczącą tył jego oczodołu. Ze złowrogim chichotem Jack pociągnął igłę, wraz z gałką oczną. Prawe oko Izaaka zwisało z oczodołu na nerwie wzrokowym, wisząc z boku twarzy.
Jack się uśmiechnął - Cóż, teraz, kiedy mam twoją pełną uwagę...
Podstępny klaun wsadził swój długi, zakrzywiony palec i zrobił dziurkę w brzuchu Izaaka. Zniżył swoją głowę do dziury w klatce piersiowej mężczyzny i otworzył szeroko usta. Wciągu kilku sekund w przełyku klauna zaczął roić się potok brudnych karaluchów, wyciekając do otwartej klatki piersiowej Izaaka.
Każdy karaluch czołgał się i wpychał swoją drogą do małego otworu w żołądku Izaaka, wypełniając go obrzydliwymi i wijącymi się robalami. W miarę jak żołądek wypełniał się robactwem, karaluchy zaczęły torować sobie drogę do gardła, przeciskając się przez przełyk i jamę nosową na zewnątrz.
Izaak był bliski śmierci, kiedy jego kat uklęknął obok niego i powiedział wprost do jego ucha - To było bombowe, dzieciaku, ale wygląda na to, że nasz czas razem dobiegł końca. Jednakże nie roń łez, ponieważ mam zamiar rozprzestrzenić moją przyjaźń do wszystkich samotnych dzieci na całym świecie! - po tych słowach, sięgnął do klatki piersiowej Izaaka i wyrwał jego wciąż bijące serce.
Kiedy jego życie dobiegało końca na zimnym, drewnianym łożu, Izaakowi przeleciało życie przed oczami. Zobaczył swoją matkę, ojca, internat, swoje ofiary i ostatnie wspomnienie, które przeleciało mu przez umysł, to była pewna szczególna wigilia, kiedy się obudził i znalazł przepiękne, ręcznie rzeźbione pudełko, zawierające jego pierwszego przyjaciela...
Krąży plotka, że kiedy tydzień później, w Wigilię Bożego Narodzenia, policja w końcu znalazła ciało Izaaka Grossman, zgniłe i pełne larw, że chociaż jego twarz została zmiażdżona i pocięta... Wyglądał prawie na... Szczęśliwego.
- Autor: SnuffBomb
- Oryginalny tytuł: The Origin of Laughing Jack
- Tłumacz: Nieznany